Geoblog.pl    nadia    Podróże    Syria - Liban    Tartus - Chris i Krak de Chevaliers
Zwiń mapę
2011
13
lut

Tartus - Chris i Krak de Chevaliers

 
Syria
Syria, Ţarţūs
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3797 km
 
Dziwne tutaj też nie ma nawet żywego ducha na ulicach. Wszystko zamknięte na cztery spusty. Dobrze, że mój hotel otwarty. Świetne miejsce nad samym morzem, całkowicie w centrum, tanie i czyste. Mam jednoosobowy pokój za jedyne 500 SYP, to mniej niż za ruderę w Latakii. Podoba mi się tutaj. Ruszam na poszukiwanie jedzenia. Krążę, krążę jak sęp w poszukiwaniu padliny (z tą różnicą, że nie jem mięsa zatem rozglądam się za zwłokami jakiegoś falafla. Ostatecznie okrążam miasto, przemierzam wybrzeże pełne drogich knajp, na które mnie totalnie nie stać i docieram wycieńczona niczym rozbitek do portu do jakiegoś baru gdzie ratują mnie sałatką i humusem. Przepychota. Nic mi tu jeszcze tak nie smakowało. Potwierdzam teorię, że głodnemu wszystko smakuje. Oczywiście dowiaduję się też przy okazji że moje kalkulacje były błędne i że jednak jest piątek. Nigdy nie byłam dobra z matematyki.
Wieczorem w hotelu poznaję Chrisa, Szwajcara, który tak jak ja planuje się jutro wybrać do Krak de Chevaliers. To się zabierzemy razem. Zbiórka o 8:00. Obłędna godzina, ale ok dam radę.
Droga do zamku nie jest trudna. Z 500 metrów od naszego hotelu jest przystanek autobusowy do Homs. Wysiadamy na skrzyżowaniu gdzie autostradę przecina droga na zamek. Łapiemy tam okazję. Facet chce 100 SYP za dwoje. Ok niech mu będzie.
To był dobry pomysł, żeby zabrać się razem na tę wycieczkę. Oboje lubimy zwiedzać według strzałek tylko po swojemu. Wchodzimy, więc w każdą dziurę i każdy zakamarek ogromnego zamczysta co chwila z radością oświadczają: „Tego nie ma w przewodniku! Odkryliśmy kolejne nigdzie”. Spędzamy tam trzy godziny jak dzieci w piaskownicy włażąc na wszystko z innej strony niż normalni ludzie, robiąc zdjęcia i świetnie się bawiąc. Na koniec czytamy opis w przewodniku, okazuje się, że istotnie widzieliśmy wszystko a nawet więcej zatem spokojnie możemy wracać do Tartus.
Na drodze do miasta znów łapiemy stopa. Tutaj zaczyna się dziwna konwersacja z kierowcą. Chris zna trochę arabski, ja znam moje 10 słów z czego jedno używane nagminnie w Damaszku (alarasi – z przyjemnością) i raczej bym go nie chciała tutaj używać. Kierowca zaczyna coś uzgadniać z moim kolegom. Chris wybucha śmiechem. Okazuje się, że facet wziął nas za małżeństwo i zaczyna negocjować warunki wypożyczenia mnie na jedną noc. Chris świetnie się bawi. Mi się zaczyna to coraz mniej podobać, bo koleś zaczyna na poważnie kupować mnie za brukiew. Mówię do Szwajcara, że to naprawdę, a nie dla zabawy. Ten na początku nie może za bardzo w to uwierzyć po czym podbija stawkę tak, że w trzy minuty lądujemy z powrotem na poboczu. W oddali widać morze, więc zgodnie z oczywistą dedukcją stwierdzamy, że tam trzeba iść. Łapiemy minibus, w którym jednak okazuje się, że nasza sprytna dedukcja okazała się nieprawidłowa, gdyż to inna wieś niż ta gdzie chcemy jechać. Tym razem bez targów za brukiew mili ludzie wpychają nas, dwie europejskie sieroty do najbliższego transportu do Tartus.
Padamy z głodu, a tu znów prawie wszystko pozamykane. Tym razem sobota. Czujemy się jak na polowaniu. Zdobyć coś co da się zjeść to wcale nie taka prosta sprawa. W końcu udaje się kupujemy wielką pizzę i opychamy się nią w zachodzącym słońcu nad morzem. Wyglądamy jak z reklamy. Oczywiście pojawiają się znów pytania „Czy jesteście małżeństwem?”. Przestaje nas to już bawić. Przenosimy się na nargilę do coffe shopu. Tutaj tak nas polubił właściciel, w sumie nie wiem czemu, bo nawet z nami nie rozmawiał, że mamy i fajkę i herbatki za free.
Ale to jeszcze nie koniec szalonego dnia. Wracamy niemal na rzęsach do hotelu, a tu wyskakuje nasz radosny gospodarz i zaczyna opowiadać jak to on przemebluje cały hotel na lato. Ściany będą takie, a łóżka takie, a wy pomożecie mi wybrać nazwy pokoi. No i się zaczęło prowadzanie nas do piwnicy, żeby pokazać poszwy na poduszki, herbatka i intensywne nalegania „myślcie!”. Około 0:00 skończyliśmy nazywanie pokoi i mogliśmy się zawlec spać.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
sheriff
sheriff - 2011-02-18 13:12
No proszę:) I jakby troszkę mniej samotności w tej samotnej podróży.
 
 
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 49 wpisów49 84 komentarze84 207 zdjęć207 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
11.08.2013 - 12.09.2013
 
 
02.03.2012 - 06.03.2012
 
 
10.09.2011 - 07.10.2011