Geoblog.pl    nadia    Podróże    Syria - Liban    Tadmur - Bassam zaginął
Zwiń mapę
2011
04
lut

Tadmur - Bassam zaginął

 
Syria
Syria, Tadmur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3055 km
 
Tadmur (Palmyra) – Bassam zaginął

Zgodnie z planem jadę do Tadmur. Kurczę mam nadzieję, że to pierwsza i ostatnia moja wizyta tutaj. Nie żebym nie chciała zobaczyć Palmyry, ale wolałabym nie odwiedzać tutaj przyjaciela. Autobus ma bardzo dobry standard. Bilety w zależności od firmy od 150 do 300 SYP, ja kupiłam za 250 na mniejszy autokar, po jednej stronie siedzenia pojedyncze po drugiej podwójne. Siedzę na pojedynczym. Pełen luksus, siedzenia rozkładane, czyściutko, ogrzewanie, w dodatku ciągle chodzi pan z ciastkami, z herbatą, wodą. Nie można się nudzić. Przysypiam trochę. Budzę się w Tadmurze – to inna nazwa Palmyry. Obie pochodzą od najpopularniejszego tutaj owocu, daktyla (po arabsku tamar) i palmy daktylowej. Napada mnie gromada beduińskich taksiarzy. Łapią mi bagaże, chcą wieść do swoich hoteli. Ja się zaczynam wkurzać, bo ja wiem gdzie chcę jechać. Pierwszy raz jestem max asertywna. Mówię, że chcę do hotelu Bel i koniec nie ma dyskusji i w dupie mam, za przeproszeniem, inne miejsca i to, że tam czysto i tanio. Taksiarze ustępują. Jest hotel. Mój plan to kolacja i sen. niestety plan syna właściciela hotelu jest inny. Halil, bo tak zwie się chłopiec, postanawia mnie uwieść swoimi sposobami w stylu: jesteś piękna, masz piękne oczy i cała masa podobnych bzdur. Zapalam z nim nargilę (czyli to co w Damaszku było sziszą). Siedzę jak na szpilkach, bo Bassam miał mi odpowiedzieć na sms jak dojadę. Nic z tego. Smsy do niego dochodzą, ale on nie odpisuje. Zastanawiam się czy coś się nie stało przypadkiem. Wyrywam się Halilowi i w końcu idę spać. Rano ruszam oglądać muzeum (500 SYP – trochę drogo, myślę). No ale niech im będzie. Muszę czymś zająć myśli. Oglądam te wszystkie stare kamienie jakoś bez przekonania ani nadmiernego entuzjazmu. Potem idę do świątyni Baala. Przyczepia się do mnie jakiś taksiarz. Jestem wściekła, bo on swoje, że czeka, a ja swoje, że nie potrzebuję, ja swoje, że idę, on, że mnie zawiezie. Wybucham. Odczepia się na chwilę. Idę do świątyni. 500 SYP, kolejne? Coś mi nie gra. No, ale co tam mam wszystko gdzieś. Już nie myślę. Robię zdjęcia, uśmiecham się i staram się nie rozmawiać z ludźmi, nie wychodzi. Potem plączę się po ruinach. To bardzo ładne ruiny. Wracam na jakiś obiad, ale co 5 sekund sprawdzam telefon. Brak smsów. Chce mi się płakać. Od wczoraj nie mam żadnej wiadomości, nie wiem co się dzieje. Mam zabronione dzwonić. Nie dzwonię, choć w innych okolicznościach dzwoniłabym co minutę. W tak zwanym międzyczasie dowiaduję się że ten bilet który kupiłam w muzeum i ten w świątyni to właściwie jeden ma całą Palmyrę, więc ja z rozkojarzenia niepotrzebnie kupiłam dwa na to samo. No cóż, siedzę sobie spokojnie w kawiarni, a tu znów pojawia się Halil. Uparł się, żebym poszła z nim pojeździć na wielbłądach. Niech będzie, nigdy nie siedziałam na wielbłądzie. Spryciarz władował się ze mną na jednego. Okazuje się, że wielbłądy mają okres godowy i są bardzo niespokojne. Mi wybrali najbardziej napalonego wielbłąda w stadzie, nazywa się Casanova. Siedzę na tym bydlaku, a ten zaczyna fikać pocę się ze strachu jak świnia, a Halil za mną się cieszy jak głupi. Metalowa rura uwiera mnie w najbardziej kobiecy z narządów. Mam dość. Ten pajac w dodatku opowiada mi potem jak to widzi, że mi się podoba i że myślę o nim, no a tak generalnie to jesteśmy dla siebie stworzeni. A dalej jazda gnojku! Mam inne zmartwienia na głowie niż twoje zaloty. Chcę już jechać w cholerę od tych wielbłądów. Mówię, że jadę na zamek, to ten, że mnie zawiezie mam do wyboru kłócić się z nim lub z taksiarzem o cenę. Niech będzie – wieź mnie na ten zamek. Nie jest to może Kasjon, ale widok mogę pooglądać. Wieczorem zgodziłam się iść na sziszę, a właściwie tutaj to nargilę z Halimem i jego kolegami: Ahmedem, niespełnionym Szekspirem i wielbicielem Hamasu, Adnanem, który uważa, że syryjskie dziewczyny są nudne, bo o seks z nimi trzeba się postarać, Ismailem, który wygląda jak radosny pączek i uchodzi tutaj na Casanove drugiego po wielbłądzie, bo ma Couch Surfing i dużo gości (swoją drogą jak to możliwe, że taki Ismail zaprasza sobie po kilka dziewczyn z CS i nic mu nie grozi, a Bassam ma przerąbane po całości tylko przez mnie?) i Mahmudem, jedynym normalnym. Siedzimy w ogrodzie palmowym w oazie, tzn. w takiej lepiance czy domku, bo deszcz leje i jest cholernie zimno. To kolejny kosmos, raz jedyny jak jadę na pustynie okazuje się, że mają coś w rodzaju trzydniowej zimy stulecia. Rozmowy radośnie toczą się na powyżej wspomniane tematy. Im dalej od Damaszku tym ludzie są dziwniejsi. Tutaj jeszcze jest do zniesienia, ale tego jeszcze nie wiem, więc kiedy Ahmed zaczyna wychwalać Bin Ladena, że ten tylko bronił swojego kraju to trochę już czuję, że przegina. Koledzy go stopują, ale ten się nakręcił. Chłopaki patrzą z przerażeniem. Spoko, przecież go nie zaanonsuję, koleś jest z innej planety, czyli totalnie niegroźny. Wracamy, a ja następnego dnia o świcie mam jechać do Deir az Zaur. Chciałam obejrzeć grobowce rano, ale jest po pierwsze piątek i nikt nie pracuje, a po drugie to leje jak nie wiem co. Trudno, przeżyje bez grobowców. Jest 4.02. masakra na drogach – pełno policji w dodatku zimno jak nie wiem co. Po co ja się pcham do tej wsi? Pamiętam jak Bassam mówił, że nie chciałabym tu być sama. Owszem, ale z tą „opieką”, którą miałam też niekoniecznie.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 49 wpisów49 84 komentarze84 207 zdjęć207 3 pliki multimedialne3
 
Moje podróżewięcej
11.08.2013 - 12.09.2013
 
 
02.03.2012 - 06.03.2012
 
 
10.09.2011 - 07.10.2011