Zaczyna się kosmos
Teraz nie mogę już liczyć na pomoc Bassama, sama musze sobie radzić. Autobusów od cholery kas również i wszystko po arabsku, nikt nie mówi po angielsku. Łażę jak Kali i pytam „Hama? Hama?” wreszcie znajduję kasę. Gorzej znaleźć autobus. Po wielu trudach JEST! Ale ja nie mam jakiejś pieczątki na bilecie. Nie mówili? Może mówili, ale po arabsku. Wreszcie ktoś się lituje nad głupawą blondynką i prowadzi mnie na posterunek policji, bo oni mają to stemplować. Super. Jadę. W autobusie poznaję bardzo miłą kobietę architekta Safę. Jedzie do chorej matki, ale może mi jutro pokazać miasto.
Hama
Safa pomaga mi zorientować się gdzie jest hotel. To bardzo blisko. Biorę taksę, melduję się idę na miasto.
Po dwóch godzinach od przyjazdu znam już trzech właścicieli fabryk. Jeden chce mieć żonę Polkę poznaje mnie przez Skypa z właścicielem Hana Suchi w Warszawie. Fajny kontakt przyda się Pawłowi do Los Polandos. Kłamię perfidnie, że Bassam to mój mąż. Nie mam pojęcia o konsekwencjach takiego głupiego wybryku. Chcę się czuć bezpieczniejsza. Wszyscy świetnie się bawią. Wracam do hotelu o 2:00.
Zaczyna się koszmar
Do mojego pokoju przychodzi najpierw recepcjonista i chce paszport. Potem wzywa mnie na dół policja. Chcą wiedzieć gdzie byłam, z kim podać nazwiska, telefony. Nikt mi nie powiedział, że nie mogę wracać po północy, bo policja się przyczepia. Kilka lat temu ktoś zaginał i teraz sprawdzają wszystkich, którzy wracają późno. Ja to mam szczęście z 15 hoteli na ulicy musiałam wybrać ten, z którego kilka lat temu wyszła sama kanadyjska dziewczyna i nie wróciła do tej pory. Policjanci są wkurzeni. Czekali na mnie 2 godziny. Recepcjonista postawił na nogi całe miasto. Zaczyna się robić niemiło. Zabrali paszport, patrzą na wizę i wypytują gdzie spałam w Damaszku. Niedobrze, ale muszę powiedzieć, wiem, że zadzwonią. Mówię, że u przyjaciela. To był błąd. Teraz wiem że nie mam obowiązku mówić im co i jak. Najwyżej by mnie przetrzymali 24h i zadzwonili do ambasady. Oni pogardliwie „Ale pewnie Pani nie pamięta jak się nazywa?”. Na co ja, że oczywiście że pamiętam, bo to mój przyjaciel i nie zrobiliśmy nic złego. Zaczynają się pytania o Bassama, a ja nakłamałam wcześniej, że to mój maż, już widzę jak bardzo ma przesrane. Pamiętam, że w tym miesiącu miał już sprawę o polityczny komiks, ale teraz to co innego. Tunezja, Egipt, Liban – zamieszki nie do opanowania. W Syrii trzeba powstrzymać ludzi, a akurat mają okazję zrobić pokazówkę. Mówię, że muszę iść do toalety i dzwonię do Bassama, mówię co się dzieje. Nie wiem co robić. Bassam mnie uspokaja i mówi, żeby jutro wyjechała z miasta z powrotem do Damaszku. Mam podać namiary i niczym się nie martwić. Przecież nie o siebie się martwię. Gorzej, że policja następnego dnia przesłuchuje pół miasta, a tam krąży moja historia o mężu. Do Bassama doczepia się coś w rodzaju jednostki przy MON, czy jakiejś innej dziwnej instytucji do tropienia szpiegów. Cały dzień chodzę jak nieprzytomna. Niby oglądam miasto, spotykam ludzi i ogólnie niby miło, zdjęcia, relaks. Wszyscy mnie karmią, pozdrawiają, ja udaję, że wszystko ok. zmieniam status Bassama na chłopaka po jakiś pokrętnych tłumaczeniach. Wracam do Damaszku.
Urząd bezpieczeństwa nie ustępuje. Czekamy. Tak naprawdę nie wiemy co będzie jutro. Dziś jest 29.01. udajemy, że nie czekamy. Obłęd - facet może być w Damaszku aresztowany, dlatego że ja w Hamie spóźniłam się do hotelu i okłamałam pół miasta, że jest moim mężem. Jeśli jutro nie zadzwonią to znaczy, że jest ok, ale oboje wiemy, że nie ma bata, żeby go nie wezwali. Zarzuty są zbyt poważne, choć cała sytuacja PRLowska.