Pojęcie prawdziwych Libańczyków w Bejrucie, ale chyba też w całym kraju jest niezwykle skomplikowaną kwestią. Przede wszystkim wojna domowa, która zakończyła się lata temu tak naprawdę nie zakończyła się tak ostateczni,e bo porozumienie podpisane zostało jako zaprzestanie działań wojennych, a nie jako typowy pokój, ale nawet, jeśli byłby to zupełny pokój to tutaj ciągle podskórnie się buzuje. Od zamachu na Harririego praktycznie nie ma konkretnego rządu, a ludzie okopali się jak po dwóch albo i trzech strona barykady. Tutaj nie tylko nie mieszają się chrześcijanie z muzułmanami, ale też sunnici i szyici, druzowie, kościół ortodoksyjny maronici i cała zbieranina religijna. Jednak ponieważ czasem trzeba się zjednoczyć przeciw wspólnemu wrogowi rząd i wszystkie kościoły organizują co kilka miesięcy polowanie na czarownice. Naprawdę! Oskarżają ludzi o satanizm i paktowanie z diabłem. Właśnie jesteśmy w trakcie takiej nagonki. Bassam umówił się na spotkanie z przyjaciółmi w Camelot. To dość popularny pub na Gemayze, do którego przychodzą metale i ludzie lubiący rock. Ściany popisane są całkowicie przez turystów (mój nick Ghostproncess widnieje pod zbroją naprzeciw baru).
Zatem: polowanie na czarownice ruszyło; kilka osób z długimi włosami zostało już zatrzymanych na ulicy. Znajome chłopaki siedzą w pubie opowiadając sobie o muzyce, jeśli ich jeszcze nie zamknęli. Afera wybuchła dlatego, że Bassam nazwał post na FB, zapraszajcy na piwo do Camelot ironicznie „spotkanie libańskich Satanistów”. Największa paranoja tkwi nawet nie w tym, że to nie sataniści, ale w tym, że zgodnie z prawem można być satanistą w tym kraju dopóki nie popełni się zbrodni. Poza dowcipami na FB i docinkami pod adresem mentalności Libańskiej ci bogu ducha winni ;) sataniści nic nie robią, ale i tak to dobry cel, bo przecież przeciw diabłu walczą i chrześcijanie i muzułmanie i wszyscy inni, którzy sądzą, że tak wypada, bo inni też tak robią. Ja w tym czasie siedzę na Hamrze (chłopaki powiedzieli, że to nie będzie dobrze wyglądało jak zgarną dziewczynę z Polski w Camelocie za czary, bo tutaj Polki to Rosjanki, a Rosjanki to prostytutki, więc żeby potem nie było akcji pt. biedni libańscy faceci wcale nie chcą seksu tylko te złe kobiety ich zmuszają - nie wiadomo co komu do głowy wpadnie), czyli zgodnie z zapewnieniami ludzi, którzy lubią okolice A.U.B. (Amerykańskiego Uniwersytetu) i muzułmańskie klimaty – w jedynej bezpiecznej i jedynej słusznej i jedynej „libańskiej” części Bejrutu. No oczywiście jest opcja Gemayze i innych chrześcijańskich dzielnic, zgodnie z którą to jestem teraz w najbardziej niebezpiecznej i najbardziej podejrzanej, komunistycznej i absolutnie nie „libańskiej” części miasta.
Co wyniknie z polowania nie wiem, ale tydzień kolejny i tak zapowiada się ciekawie mam kilka spotkań w NGOsach i wybieram się do Baalbek i może do Andżaru. Spotykam się też z Polonią (może oni też mają jakąś własną wizję tego kim są prawdziwi Libańczycy). Czekam na to spotkanie, bo bardzo chciałabym pozwiedzać takie miejsca jak cmentarz polski i maronicki klasztor, w którym przebywał Słowacki. Tydzień będzie, więc napięty. Ten upłynął raczej pod hasłem wyszukiwania kontaktów, ale mam mało czasu do wyjazdy, więc muszę zacząć działać.