Jestem w kraju wiecznej pełni księżyca i zachodów słońca, które mijają za szybko. Jestem w kraju, który jest dla mnie zagadką do rozwiązania, ale taką której rozwiązania chyba nie chcę poznać. Ludzie jakby utknęli w kłębku, który potrafią przeciąć, ale boją się. Wolność samego siebie decydowanie o sobie i podejmowanie odpowiedzialności za swoje czyny to największe wyzwanie ludzkości (którego oczywiście nie podjęła, a jednostki, które to robią są wypychane na margines przeklinane ograniczane).
Pomijajac refleksje eschatologiczne przyznam ze obecnie znacznie bardziej fascynuje mnie problem z prądem i to, że go notorycznie nie mamy, bo ktoś go non stop kradnie więc nie mam nawet jak ładować komórki i komputera. Co utrudnia mi życie, jednak chyba nie tak jak odpadające stopy po trzydniowym łażeniu po mieście.
Do Byblos dotarłam wczoraj. Bardzo przyjemne miasteczko. Trochę jak w zatoce kotorskiej w Czarnogórze. Kamienne domy mają kolor pisaku, okiennice pomalowane są na zielono czy raczej morski kolor. Port z ruinami wieży, ciche kamienne molo po którym spacerują pary nastolatków. Małe stare kościoły i wykopaliska starożytnego miasta tworzą bajkową i romantyczną atmosferę. W ruinach jestem sama. Zglądam kąty, robię zdjęcia i objadam się świeżymi figami. Nie chce mi się wracać do domu. W nocy przyjechała jeszcze para Niemców zatem znów mamy squot, co nie jest złe tym bardziej że nie przebywa się tutaj non stop raczej zrobiło się tłoczno i tyle. Ja potrzebowałam wymówki żeby nigdzie się nie ruszać. Całe szczęście Bassam zaprosił mnie do studia nagrań gdzie już kończą z Blaakyum swoją płytę i przesiedziałam tam cały dzień. To było świetne doświadczenie. W Polsce nie miałabym czasu na siedzenie w czyimś studiu i przysłuchiwaniu się szczególnie po arabsku koncepcja każdego dźwięku. Ale było to interesujące tym bardziej że jestem tutaj trochę w charakterze reportera dziennikarza czy krytyka – to już może za wiele powiedziane. W każdym razie bardzo się cieszę że mam na liście takie doświadczenie i że nie był to absolutnie zmarnowany dzień. Studio w którym nagrywają jest częściowo ich – wpakowali w to kupę kasy żeby mieć gdzie nagrywać materiał bo w libanie metal jest zabroniony od końca lat 90tych. Chłopaki musieli zawiesić pracę i nagrywanie na czas największych nazwijmy to represji – mój couch-host był nawet aresztowany za słuchanie metalu i długie włosy i spędził trochę czasu w więzieniu przez to. Swoją drogą ja to mam szczęście do tych buntowników w bliskowschodnich pierdlach, choć tutaj dziwne jest raczej jeśli ktoś nie siedział.
W każdym razie przesiedziałam kilka godzin, nogi mi odpoczęły, znów nie ma prądu – już zaczynam się przyzwyczajać.
oczywiście w studiu nie zabrakło sporów na temat tego że chrześcijanie to nie Arabowie tylko Fenicjanie i nie będą korzystać z teorii muzyki klasycznej arabskiej choc jest ona niezwykle ciekawa dla mnie i dla coraz większej rzeszy ludzi w Europie. wiele osób ją docenia i ci którzy nie traktują jej jako "ten arabski wymysł" też z niej korzystają co nadaje ciekawy styl i oryginalne brzmienie w połączeniu z muzyką rockową - Aeorsmith jak tego próbowali w "9 lives" zrobili furorę choć nie powiem żeby płyta sama mnie powaliła mimo ze byl to ostatni dobry album kultowego zespolu. W każdym razie sądzę że gdyby Blaakyum oszczędziło sobie godzinnych kłótni na temat ideologicznego wykorzystywania nut które do niczego nie prowadzą bo przecież ostatecznie i tak się zgadzają odkładają dyskusje na chwile przy piwie w Camelot (pub na Gemayze popularny dzięki temu że odwiedziła go Anathema) i grają swoje ponad podziałami mogliby nagrać przynajmniej o płytę więcej.
Poniżej zamieszczam najpopularniejszy kawałek Blaakym (Bassem to na zdjęciu ten drugi od prawej). Chłopaki do dziś nie sa w stanie zrozumieć czemu kawałek, który wydawało im się że nie wyszedł stał się libańskim hitem.